Michałki

Michałki to są michałki. Okruszki, bzdurki, rzeczy nieważne lub przebrzmiałe. Kiedyś, w swoim czasie mogły mieć – i najczęściej miały – znaczenie, w końcu nie powstały bez celu, jedynie dla bycia michałkiem. Przynajmniej nie wszystkie. Są tu więc juwenilia w postaci młodzieńczych próbek wierszy (niegdyś obiecująco ocenionych w białostockim czasopiśmie literackim „Kontrasty”), są teksty piosenek, ale tylko te lepsze, z okresu istnienia „Grupy Wojtka” i śpiewania ballad poetyckich ku uciesze braci studenckiej. Byłem bowiem studenckim bardem – balladzistą, śpiewającym poetą… Nie mam na to jednej nazwy, bo poezją to do końca nie było. Był to czas, gdy alternatywna kultura studencka w sferze muzycznej opierała się w większości na takich jak my: śpiewających studentach z gitarą. Wyrosła z nas całkiem spora rzesza dojrzałych już artystów, o pewnym wspólnym rysie: mimo że jesteśmy wszędzie, w każdej niemal dziedzinie kultury, chyba nikt z nas nie robi rzeczy z gatunku sieczki popkulturalnej. Dzięki kulturze studenckiej nauczyliśmy się myślenia w sztuce. I sztuki w myśleniu też.

Tekstów z okresu rockowego nie zamieszczam, z prostej przyczyny, że ich w większości nie mam. To znaczy mam, w pamięci, ale pamięć, jak to ona, dziury ma, i to coraz większe, przecieka więc przez te dziury wiele, w tym wszystko, co nie zostało zapisane lub zapiski nie doczekały dzisiejszego czasu. Mogę Was zresztą zapewnić, że ich brak na tej stronie to nie jest jakaś nieodżałowana strata dla polskiej kultury. To nie jest strata nawet dla mnie.

Poza słowem wiązanym są tu też inne teksty, późniejsze, współczesne wręcz, pisane już świadomie michałkowato, jako felietony, blotki na blogu „Ja, woy”. Uznałem, że niektóre z nich są wystarczająco urodziwe, żeby zachować je dla potomnych.

A nowe teksty – ktoś zapyta? No cóż mogą się zdarzyć. Kto wie, co mi jeszcze przyjdzie do głowy. Na taki właśnie wszelki wypadek trzymam bloga Powoyowisko. Za dużo tam nie ma, nie odczuwam dziś większej potrzeby indywidualnego komentowania rzeczywistości. Ale, gdyby ewentualnie mnie natchło… No to właśnie tam. Proszę czasem zajrzeć, a nuż…? 😉

Zapraszam więc do przeglądania michałków, prosząc tylko o wcześniejsze przymrużenie oka. Nie należy do tych tekstów podchodzić zbyt poważnie, jako i ja nie podchodzę. Co najwyżej z sentymentem i rozrzewnieniem. Michałek, to jest michałek. Uśmiechu wymaga.

Back to Top